Noc około trzeciej. Powoli człapię sobie w stronę domu,
wracając z imprezy. Delikatna mżawka przyjemnie zwilża mi twarz… No niestety nie. Bliżej prawdy byłoby, gdybym napisał że pizdzi jak diabli, a moja
wodoodporna, skórzana kurtała, przecieka niczym Titanic po starciu z górą
lodową. Do tego się błyska...
Wchodzę do domu, zdejmuję mokre ciuchy rzucając je niedbale
na krzesło. Kładę się do łóżka… 3:15, 3:30, 3:40 kurwa
nie zasnę. No nic, pozostaje odpalić kompa i połazić po necie… Internetu nie ma! Burza, radiówka... ehm no tak.
Słyszę mlaskanie jęzorem, pies nie śpi i liże się
tam gdzie ja sam nie jestem w stanie się polizać. Zauważył że nie śpię, zerwał
się z podłogi mając zamiar chyba dać mi do zrozumienia, że chciał by wyjść na dwór.
Ślizgając się i tłukąc pazurami o panele z pełnym impetem wjebał się w
zamknięte drzwi, robiąc przy tym tyle hałasu i zamieszania, jakiego nie mogło by
wywołać nawet wrzucenie pięciozłotówki między Żydów. Wiedziałem, że nie jestem
już jedyną osobą w domu która nie śpi.
Wychodzę z nim na korytarz i zmierzam w
stronę kuchni by wypuścić go do ogrodu. Pociągam nosem i czuję że… coś jebie.
Mój wzrok pada na psią miskę. Max ma w zwyczaju zostawiać sobie kolację „na
później”, jednak gdy kolacja liczy sobie dwa dni, w misce można gołym okiem obserwować cywilizacyjny rozkwit
małej koloni "czegoś". Biorę miskę, wyrzucam żarcie i myję ją. Za długo leżało to się nie dziwię. Oczy psa mówią jednak co
innego.
- Winę za popsucie się mojego żarcia, ponosi tylko i
wyłącznie zawarty w jedzeniu makaron, którego i tak nigdy nie jem,
wyjadając samo mięso. Jest on całkowicie zbędnym składnikiem. Miskę, drogi
właścicielu, powinieneś napełniać mi samym mięsem, ewentualnie kawiorem.
Nakładam mu do miski to samo żarcie, które jakimś cudem w
lodówce przetrwało destrukcyjne działanie makaronu. Pies wącha żarcie, podnosi
na mnie wzrok, jak gdyby chciał powiedzieć.
- Ej nie no serio, znowu to samo?
- No jedz - mówię do psa.
Pies patrzy, to na miskę, to na mnie. I znów rzuca mi wymowne spojrzenie
- No chyba ty!
Przypominam sobie, cel mojej wędrówki w tę stronę domu,
miałem dziada wypuścić. Otwieram psu drzwi, nawet nie merda ogonem, chyba się
obraził. Na dworze nadal leje. Może chociaż już jest Internet.
Błysk, jebudup. Ja pierdole…
Na szczęście mam na dysku nowy odcinek Gry o Tron, którego jeszcze nie zdążyłem obejrzeć, jakoś przetrwam.
Na szczęście mam na dysku nowy odcinek Gry o Tron, którego jeszcze nie zdążyłem obejrzeć, jakoś przetrwam.
